R O Z D Z I A Ł P I E R W S Z Y
Była połowa lutego, a zima wcale nie dawała za wygraną. Dzień w dzień matka natura nie odpuszczała, obdarowując Nowojorczyków ogromną ilością śniegu. Płatki puszystego śniegu spadały z nieba zasypując całe miasto. Dni były ciepłe, natomiast noce - zimne. Ciemne ulice oświetlały co kilka metrów rozstawione latarnie. Oblodzone chodniki stanowiły niebezpieczeństwo dla przechodniów śpieszących się do domu, z pracy. Ale tylko nieliczni poruszali się pieszo po mieście o tej godzinie. Wieczorami miasto ożywało z powodu mnóstwa imprez, ale także kierowców urządzających nielegalne wyścigi. Na nich zaś czyhała policja.
Co kilka sekund mieszkańcy słyszeli piski opon ślizgających się na nawierzchni aut przy każdym napotkanym zakręcie. Dźwięki rozgrzanych silników w samochodach sportowych przemykały przez uszy ścigających ich funkcjonariuszy. Za jednym z lepszych aut gnało aż pięć radiowozów, o włączonych syrenach. Gonili przestępców trzymając nerwy na wodzy. Kontrolując prędkość, mknęli ulicami Brooklynu. Żaden z mundurowych nie ważył się przyśpieszać przy takiej pogodzie. Żaden, prócz jednej dziewczyny, której życie najwyraźniej nie było miłe.
- Niebieskie Mitsubishi kieruje się na wschód drogą A8, zarządźcie blokadę! - nadawałam do drugą dłonią ściskając kierownicę - Powtarzam, niebieskie Mitsubishi, wschód, A8, blokada!
Docisnęłam pedał gazu, a potem ominęłam starego forda, który wlókł się tuż przede mną. Mój wzrok skupiony był na niebieskim niczym burzliwe niebo kolorze. Dostrzegałam tylko jeden wóz, swój cel. Po części wiedziałam, że radiowozem nie jestem w stanie konkurować ze ściganym, ale nadzieja nie pozwalała mi zrezygnować. Nie dbałam o pogodę; nie myślałam, że mogę się zabić. Zapomniałam o przepisach. Gnałam ślepo za maszyną, nie bacząc na kolor świateł przy skrzyżowaniach. Czułam jak silnik wrze i ledwo wytrzymuje napięcie, ale to pobudzało we mnie adrenalinę, która ciągnęła za sobą przyjemność. Bałam się, jechałam pod presją, ale mimo tych wszystkich mieszanych emocji, przez głowę ani razu nie przemknął mi pomysł zatrzymania się. Widziałam jedną możliwość; szansę, którą za wszelką cenę zdecydowałam się wykorzystać.
Sto, sto pięćdziesiąt, sto osiemdziesiąt... wskazówka na liczniku prędkości szła ku górze. Nie należałam do rozrywkowych dziewczyn, które często wyskakują na imprezy i patrzą, jak faceci popisują się swoimi furami. Nie miałam się od kogo uczyć jazdy i nawet nie sądziłam, że potrafię tak dobrze manewrować autem. Byłam w zasadzie typem szarej myszki, która lubiła wykonywać swoją robotę prawidłowo. A schwytanie przestępcy do tego w końcu należało, bez znaczenia jakie były koszta. Nic dziwnego, że w tej sprawie nie umiałam odpuścić. Każdą zadaną rzecz robiłam do końca, bez znaczenia, jak wiele swych sił musiałam w to włożyć. Polecenie było poleceniem. Kiedy Nate zaproponował kolejną akcję, bez wahania się zgodziłam. O tym zawsze marzyłam. Właśnie po to szkoliłam się w akademii policyjnej.
Oddychałam nierówno, czując każde uderzenie serca prawie z bólem, bo biło ono nienaturalnie szybko. Pot spływał z czoła. Teraz już obie dłonie trzymały kierownicę, która miotała się, kiedy radiowóz przemierzał nierówne tereny. Pragnęłam dogonić Mitsubishi, gdyż dzięki niemu mogłam osiągnąć wyższe stanowisko. Kogo satysfakcjonowałaby praca za biurkiem? Nikt nie złapał jeszcze kierowcy tego auta, ani Nissana Skyline'a. Jego grupa należała do tych cwanych i szybkich, którzy z łatwością potrafili przechytrzyć policję. Dlatego cena za nich była wysoka, a nawet mogę śmiało stwierdzić, że najwyższa, skoro mowa była o awansie.
- McDowell, odpuść - usłyszałam głos Grega w radiu, przez które się komunikowaliśmy - Obiekt się oddala, nie mamy szans - mówił bez nuty rozczarowania. Widocznie przyzwyczaił się do przegranej.
Tonnie McDowell jednak miała inne spostrzeżenia. Byłam niczym w transie. Prędkość była narkotykiem, od którego się uzależniłam. Może powodem był fakt, że dopóki nie wyprowadziłam się z domu, nie miałam możliwości obcowania z samochodem ze względu na zakazy ojca. A przez jego decyzje, pragnienie stawało się silniejsze. Aż to pokochałam, na zabój.
Nie zwalniałam, nie mogłam, nie chciałam. Pierwszy raz tak długo trzymała mnie determinacja. Tego wieczoru postanowiłam, że schwytam tego chłopaka za wszelką cenę. Próbowałam dogonić jego towarzysza - kierowcę Nissana Skyline'a kilkukrotnie na innych akcjach. Jeśli miałabym znowu przepuścić okazję - nie wybaczyłabym sobie tej chwili.
- McDowell, do cholery! Wycofaj się!
Zerknęłam na radio. Nazwisko Grega migotało na wyświetlaczu, a ja mierzyłam je jedynie wzrokiem pełnym pogardy. Byłam rozczarowana, że tak szybko postanowił sobie olać sprawę wartą miliony.
- Sorry stary - burknęłam pod nosem, a potem wyłączyłam sprzęt, jednocześnie dociskając pedał gazu. Widziałam w lusterku, jak reszta radiowozów zostaje w tyle, bo na rozkaz prowadzącego każdy zdjął nogę z gazu. Ale nie ja. Muszę przyznać, że wykorzystywałam trochę Grega; wiedziałam, że jestem jego słabością i nigdy mnie nie ukarze, bo przecież nie byłby w stanie mi zaszkodzić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli spróbowałby powiedzieć cokolwiek szefowi, który prawdopodobnie kazałby mi szukać innej pracy, nigdy w życiu nie spotkalibyśmy się ponownie.
Już zbliżałam się do sportowego auta, które z niewiadomych przyczyn zwolniło swoje tempo. Odwróciłam głowę, aby sprawdzić kto siedzi za kierownicą. Nie posiadaliśmy danych na temat kierowcy. Nie posiadaliśmy nic na temat auta i jego rejestracji, polegaliśmy na informacjach, które poznaliśmy podczas pościgów, a było ich niewiele. Niebieskie Mitsubishi.
Spotkałam się z przyciemnionymi szybami, przez które niemożliwe było dostrzeżenie nawet kontur. Kierowca dał się zbliżyć do siebie, ale szybko zmienił zdanie. Odpalił nielegalne przyśpieszenie nitro, a to wystarczyło, aby zwiększyć między nami odległość i udowodnić mi, że nie mam szans pod względem prędkości.
Ale ten kierowca udowodnił mi coś jeszcze.
Mitsubishi skręciło w jedną z wąskich uliczek, a ja podążyłam ślepo za nim, głupio łudząc się, że tym razem mi się uda. Nie spodziewałam się, że kierowca testuje trzeźwość mojego umysłu. Naiwnie mu zaufałam, w dodatku bezgranicznie. W samochodzie nagle rozbrzmiała moja komórka. Wystarczyło jedno zerknięcie, żebym nie zauważyła, na jaki pomysł wpadł zbieg. Krótki telefon od Grega w nieodpowiednim momencie i było już za późno.
Nie spostrzegłam, kiedy kierowca Mitsubishi zwinnie odbił w prawo. Wcisnęłam impulsywnie hamulec, wydając ostatni krzyk przerażenia, bo samochód nie był w stanie zatrzymać się przed murem, który jakby przed chwilą wyrósł na drodze. Liczyłam na hamulec ręczny, ale na nic się zdał. Koła zatrzymały się, jednak radiowóz wciąż cisnął w przód. Auto uderzyło z hukiem w równo poukładane i zacementowane cegły. Uderzyłam głową w kierownicę z impetem. Ludzie powychodzili z mieszkań na balkony, żeby sprawdzić kto hałasuje o trzeciej nad ranem. Atak terrorystyczny! - to były ostatnie słowa jakie usłyszałam. Potem już, moja głowa, jak i oczy stały się zbyt ciężkie.
Brak komentarzy: