P R O L O G

sierpnia 05, 2018
Zapadał zmrok. Pracownicy nowojorskiego komisariatu jednak nie próżnowali. To był jeden z tych wolnych dni w styczniu, w którym funkcjonariusze przyjmowali jedynie sporadyczne wezwania o kradzieżach czy szkolnych bójkach. Ci, którym zbrakło zajęć poświęcali więc swój czas na porządki. 

Niski, starszy mężczyzna o siwej czuprynie usiadł za biurkiem, na którym widniała tabliczka z nazwą „SZEF". Kończył wypisywać raporty z ostatnio zamkniętych spraw podczas gdy jego asystentka segregowała akta.  Robiła to z wielkim grymasem i znudzeniem na twarzy, zerkając w okno, kiedy syreny policyjnych radiowozów uruchamiały się, a auta wyjeżdżały na ulicę. Cicho wzdychała, a potem wracała do swoich obowiązków. Komendant zerkał na nią co chwilę, aż w końcu nie wytrzymał. Zdjął z nosa okulary i odłożył je na bok stolika. Popatrzył na młodą ciemnowłosą dziewczynę, która niezdarnie składała wszystkie papiery w jedną kupkę dokumentów, a później zbierała je ponownie, przeklinając, kiedy te rozjeżdżały się na cały stół.

- Mogę zadać ci pytanie? - odezwał się wreszcie.

Skinęła ledwo zauważalnie, udając zajętą pakowaniem starych dokumentów do pudeł. Skupionym wzrokiem przeglądała kartoteki, po czym wrzucała je obojętnie do kartonu, gdyż zamknięte nie miały już żadnej wartości. Były tylko dowodami, a dowody miały zjechać dwa piętra niżej do archiwum, gdzie ich zadaniem było leżeć obok sterty innych papierów.

- Dlaczego mam wrażenie, że praca w policji wcale nie jest tym, czego chcesz? - spytał otwarcie.

Oparł łokcie na blacie drewnianego stołu, splatając dłonie. Uniósł brew, oczekując jak najszybciej odpowiedzi, ponieważ coś podpowiadało mu, że nie mylił się co do swej teorii. Zastanawiał go jedynie powód, dla którego ta młoda kobieta zdecydowała się poświęcić część swojego życia dla beznadziejnej i nudnej pracy na komisariacie, skoro wcale tego nie chciała.

- Niektóre pragnienia nie prowadzą do sukcesu, a pomagają nam sięgnąć dna. Czasami więc musisz posłuchać rozumu, zamiast serca. - wyjaśniła, wzruszając ramionami.

- Skąd wiesz, że to, czego pragniesz jest złe? Czy nie jest rzeczą dobrą to, co daje nam szczęście? - pytał, chcąc zrozumieć jej tok myślenia, aczkolwiek dla niego był on absurdalny. Zawsze kierował się sercem i robił wszystko, co wywoływało uśmiech na jego ustach. Dlaczego miałby pracować w zawodzie, który tylko go denerwuje?

- Rozum widzi i bierze pod uwagę konsekwencje, dlatego warto mieć pewne granice - odparła.

- Przez całe swoje życie chce pani stać przy granicy i patrzeć jak inni ją przekraczają żyjąc pełnią życia panno McDowell?

Zamilkła, a on uśmiechnął się zachowując spokój na twarzy. Zadał więcej pytań, bo zależało mu na poznaniu reszty jej opinii. Ona jednak zatrzymała się na tym jednym, szukając sama prawdziwej odpowiedzi...

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.